Zanim przejdziemy do opowiadania przeczytaj ten FAKT :
Naturalnym wrogiem geparda jest lew!
Ojciec odszedł, zostawiając nas abyśmy się wszyscy lepiej poznali. Poszliśmy więc spacerkiem przed siebie nie zwracając uwagi gdzie idziemy. I rozmawiało nam się naprawdę miło do póki z ust Sarabi nie padło pytanie:
-To w końcu, który z was będzie królem lwiej ziemi?
Chciałem odpowiedzieć że pewnie razem ( wtedy jeszcze tak myślałem ), ale Mufasa jak zwykle przekrzyczał mnie swoim dumnym głosem:
- No jak to kto? Silniejszy! - krzyknął i skoczył w moją stronę zaczynając się ze mną siłować, oczywiście przegrałem i skończyłem przy jego łapach na ziemi wąchając grunt. Dumny położył przednią łapę na moim barku dając do zrozumienia że jestem jego pierwszą zdobyczą.
Wstałem i zrzuciłem jego łapę z siebie mówiąc zdenerwowany:
-Nie wygłupiaj się!
Mufasa jednak był dumny ze swego wyczynu, nie wiem jaka była reakcja Sarabi i Sarafiny bo nie miałem odwagi spojrzeć im w oczy, byłem zawstydzony całą sytuacją.
Zapadła niezręczna cisza którą przerwała Sarafina:
- Może zróbmy inne zawody.
-Jakie? - zapytałem otrzepując się z kurzu.
- Wyścigi! - odpowiedziała zadowolona.
Byłem uradowany myślą o wyścigu, bo chociaż w tym miałem szanse wygrać z bratem. Co prawda jest silniejszy ale ja o wiele sprytniejszy. No i chcąc nie chcąc wyścig musiał się zacząć.
Na początku było zabawnie, miło, ale Mufasie zaczęło brakować tchu razem z Sarafiną wychodziliśmy na prowadzenie, to mu się nie spodobało. Popchnął mnie ale się nie przewróciłem tylko przez chwile straciłem równowagę co pomogło mu mnie wyprzedzić. I koniec końców po jeszcze paru chamskich sytuacjach, braciszek oczywiście dotarł pierwszy na metę. - przynajmniej on tak twierdził, bo tak naprawdę ja byłem pierwszy, wyprzedziłem go o głowę. Dziewczyny zostały z tyłu, one nie dały się ponieść rywalizacji tak jak my. Zdyszani usiedliśmy. Rozejrzałem się to nie było znane mi miejsce pełno tu było obcych rzeczy i zapachów. Nagle w oddali na kamieniu zauważyliśmy śpiącego małego geparda. Mufasa ucieszył się na jego widok i powiedział:
- Z taki to dopiero można urządzić wyścig!
Zaczął do niego podchodzić jednak stanąłem mu na drodze:
-Oszalałeś! A co jeśli to jest jeden z tych co tata nam opowiadał!
- A co wam tata opowiadał? -zapytała Sarabi.
-A coś tam mówił że jest grupa gepardów która poprzysięgła zemstę na lwach, bla bla bla.... - odpowiedział Mufasa. - Nie ważne chodźmy.
-A za co mają się mścić? -pytała dalej.
- Bo niby kiedyś wszystkie lwy i wszystkie gepardy się nienawidziły, teraz jest lepiej. Dajcie spokój nie mamy pewności czy on należy do tego ,,gangu" pewnie nie, bo takich rozdrażnionych, przewrażliwionych na punkcie lwów jest bardzo mało.
Mufasa nie dawał za wygrana i mimo mojego sprzeciwu popędził w stronę geparda. I zepchnął go z kamienia aby go obudzić. Gepard był mniejszy od nas, nic nie mógł nam zrobić ale co jeśli gdzieś tu są jego rodzice?
Podbiegliśmy do Mufasy. Gepard otrzepał się z kurzu i popatrzył na nas przestraszony. Wręcz zasyczał. Dziewczynom wydawał się słodki. We trójkę go okrążyli to na pewno nie był najlepszy pomysł. Gepard wydawał się okropnie dziki nie tak jak normalne zwierzę, o wiele razy bardziej.
Mufasa mówił do niego coś o wyścigu ale gepard tylko syczał i się jeżył . Braciszek nienawidził gdy ktoś go lekceważy, a mały gepard nawet na niego nie spojrzał. Chcąc zwrócić na siebie uwagę pacnął go łapą z pazurami zostawiając ślad po nich i krzyknął:
- Słuchaj jak król do ciebie mówi!
Może to głupie z mojej strony że nie zainterweniowałem, po prostu siedziałem z boku z nadzieją że brat zrobi z siebie głupka.
Gdy Mufasa uderzył geparda, on wydał z siebie żałosny dźwięk bardzo głośny. Ptak odleciały z drzew, a gdzieś z oddali było słychać bieg coraz głośniejszy. Zapadła cisza.
Nagle z wysokiej trawy wyskoczył o wiele większy gepard, a po nim następny i następny. Mufasa odskoczył w tył ze strachu, dziewczyny przestraszone cofały się niepewnie. Gepardy otoczyły ich trójkę bo mi udało się czmychnąć w krzaki tak że nikt nie zauważył. Ale nie uciekłem patrzyłem co się dzieje i myślałem co zrobić aby im pomóc. Gepardy spoglądały na siebie z rozbawieniem i śmiały się szyderczo.
-A kogóż my tu mamy czy to nie młody król?
- Na pewno nie, zbyt mizerny jak na króla. -zaśmiała się gepardzica.
Gepardy krążyły wokół nich i wyśmiewał się z samego słowa ,,lew".
Sarafina pierwsza zareagowała:
- Bradzo przepraszam ale się zgubiliśmy, nie wiemy gdzie jesteśmy.
Gepardy zaśmiał się bardziej i powiedziały:
- O jak dobrze się składa chętnie was oprowadzimy po NASZYCH TERENACH!
Każdy gepard wziął po jednym lwiątku w pysk i tak zaczęli iść przed siebie. Nie wiedziałem co mam robić.
Po prostu po cichu szedłem za nimi. Gepardy zatrzymały się nad urwiskiem i powiedziały dosyć niewyraźnie ( trudno się dziwić miały lwy w pyskach) :
-Oto pierwszy i ostatni punkt podróży! Gwóźdź programu! Urwisko zagłady! Zaletą tego miejsca jest to, że na samym dole jest wodopój w którym właśnie teraz, roi się od hipopotamów, może to nie było by takie straszne gdyby nie to że właśnie mają sezon godowy. Jezioro jest wypełnione po brzegi walczącymi samcami nie zwracających uwagę na nic tylko na samice i walkę. Nawet nie poczują że coś spadło między nich do wody a oni miażdżą to coś swoimi cielskami. Mówiąc coś mam na myśli was kochani! Miło było was poznać. - powiedziała samica puszczając Sarafinę z pyska po niej do urwiska wpadł Mufasa a zaraz po nim piszcząca Sarabi.
Gepardy były pewne że ich plan zakończył się sukcesem, po prostu odeszły w dobrych nastrojach. Wtedy podbiegłem nad urwisko, zobaczyłem że Sarafina trzyma się korzenia, a jej ogona trzyma się Mufasa, zaciskając na nim zęby. Sarabi niedaleko złapała się nieco solidniejszego korzenia. Jednak oba pękały, i były śliskie. Musiałem jak najszybciej im pomóc. Bez zastanowienia złapałem zębami za kark Sarabi i wyciągnąłem ją na górę, nie zwracając uwagi na jej piski bólu, nie to było teraz ważne aby było jej wygodnie. Gdy Sarabi była już nad urwiskiem pomogła wejść Sarafinie, ale wtedy Mufasie z pyska wyślizgnął się ogon Sarafiny. Brat zaczął spadać ale złapał się korzenia nieco niżej, ale wystarczająco nisko żebym nie mogł go dosięgnąć. Wtedy usłyszałem te słowa:
- Taka! Bracie, pomóż mi! Szybko!
Te słowa miałem usłyszeć jeszcze raz w dalekiej przyszłości, ale o tym potem.
Bez zastanowienia rzuciłem się do niego, Sarabi złapała mój ogon w pysk a jej utrzymać mnie pomagała Srafina. Wtedy już mogłem dosięgnąć Mufasy, zrobiłem to w ostatniej chwili kiedy korzeń się urwał. Złapałem go za kark jak wcześniej Srabi. Dosłownie pękałem! Mufasa waży więcej odemnie, ale jakoś tym żywym łańcuchem go uratowałem. Gdy już wszyscy byliśmy nad urwiskiem padłem na ziemie dysząc. Gdy Mufasa się ogarnął podszedł do mnie położył na mnie ( tym razem czule ) łapę i powiedział:
-Dziękuję... Braciszku.
Te słowa musiały go wiele kosztować, musiał schować swoją dumę.
Proszę o komentarze ( przy ciekawostkach mniej będę tego oczekiwać ale przy opowiadaniach bardzo proszę komentujcie jak najwięcej )
Poprawiłam się nieco?
Czego jeszcze oczekujecie?
Poprawiłam się nieco?
Czego jeszcze oczekujecie?